Na przestrzeni lat zmienili się i lekarze i pacjenci… (cz.II)
W drugiej części rozmowy z dr Tomaszem Sobierajskim, socjologiem, trenerem personalnym, adiunktem w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, mówimy m.in. o przyczynach i sposobach przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu wśród lekarzy, a także o tym, co warto byłoby zrobić w obszarze komunikacji lekarz-pacjent.
(Pierwsza część rozmowy jest dostępna tutaj >)
Lekarze to grupa zawodowa, która wciąż cieszy się bardzo dużym zaufaniem społeczeństwa. Sama kojarzę pozytywne informacje w mediach np. o transplantacji twarzy.
Dr Tomasz Sobierajski: Tak, ale to musi być spektakularna rzecz, aby media się tym zainteresowały – przeszczep twarzy czy udane rozdzielenie bliźniąt syjamskich. Wspaniałe, godne pochwały i zauważenia operacje. Ale jest też mnóstwo lekarzy, tych na dyżurach w szpitalach, lekarzy pierwszego kontaktu, lekarzy specjalistów przyjmujących w przychodniach którzy są fantastycznymi ludźmi, profesjonalistami i pomagają pacjentom w niewiarygodny sposób – po cichu i bez medialnej wrzawy. Często to od ich decyzji zależy zdrowie większości pacjentów w Polsce. Zapominamy też, że lekarz jest człowiekiem. Oczekujemy od lekarzy bardzo wiele - lekarz nie może sobie pozwolić na zły dzień, na zły humor, nie może sobie pozwolić na to, żeby przenieść problemy z domu do pracy. Nie ma prawa do błędu. Musi być cały czas dyspozycyjny, wszystko wiedzieć i na wszystkich się znać. Tu i teraz. Ma działać jak wyszukiwarka internetowa – szybko i niezawodnie. Musi radzić sobie z pacjentami mającymi różne nastawienie i różny sposób komunikacji. To jest bardzo trudne zadanie i chyba niemożliwe do zrealizowania. To jeden z najcięższych zawodów jaki znam. Powinien być objęty specjalną społeczną troską.
To z pewnością też olbrzymi stres i presja. Czy to nie prowadzi do szybszego niż w innych zawodach, wypalenia zawodowego? Jak lekarz może temu przeciwdziałać?
T.S.: Wypalenie zawodowe nie jest rzadkim przypadkiem, też jeśli chodzi o inne zawody. W przypadku lekarzy może rzeczywiście nastąpić dużo szybciej, a co za tym idzie źle się odbić i na lekarzach i na pacjentach. Przeciwdziałanie temu to chociażby zadbanie o komfort psychiczny lekarzy, wzmocnienie ich w pracy z pacjentami. Sposobem na to jest na przykład organizowanie przez placówki opieki zdrowotnej spotkań z osobami, które będą „supervisorami” trudnych sytuacji w relacji lekarz- pacjent, i zastanowienie się, co można zrobić lepiej w przyszłości, jak skuteczniej rozmawiać z pacjentami, jak radzić sobie w sytuacjach trudnych.
Czy placówki medyczne organizują takie spotkania?
T.S.: Niektóre placówki dbają o swoich pracowników. Fantastycznie, że włączają się w to również fundacje, stowarzyszenia, firmy farmaceutyczne czy firmy szkoleniowe. Ja sam od lat mogę współpracować z lekarzami, dzięki niesamowitemu wsparciu, profesjonalizmowi i oddaniu pracowników krakowskiej Medycyny Praktycznej, cieszącej się dużym uznaniem wśród lekarzy. Ale nie ma co ukrywać, że żeby objąć szkoleniami z zakresu komunikacji wszystkich lekarzy niezbędne są rozwiązania systemowe. Ogromną rolę do odegrania mają również pacjenci, - jak mogą oczekiwać szacunku do siebie, jeśli sami nie szanują lekarzy? Czy zamiast walczyć nie lepiej współpracować? Dzięki dobrej współpracy pacjent może tylko wygrać. Tymczasem jeśli pacjent będzie od samego początku niemiły, niesympatyczny, wredny, podły, podejrzliwy to niestety komunikacja nie będzie przebiegać dobrze. Wiadomo, że praca lekarza z pacjentem agresywnym, na dużym poziomie stresu, jest ogromnie nieprzyjemna i na pewno nie wpłynie dobrze na poprawę zdrowia pacjenta. A tymczasem rozwiązania systemowe jedynie zmierzają do nieustannego ograniczania czasu lekarza dla jednego pacjenta – najlepiej żeby w ramach wizyty w przychodni był to nie więcej niż kwadrans.
To niewiele, żeby opanować emocje pacjenta i zdążyć go zdiagnozować. Chyba nawet w przypadku, gdy komunikacja przebiega sprawnie jest to wciąż niewiele. Jaki czas byłby idealny?
T.S.: Myślę, że około pół godziny na pacjenta to minimum. Pamiętajmy też o tym, że ten kwadrans to minuty tylko dla pacjenta i nie ma w nich w ogóle miejsca dla lekarza. To znaczy nie ma miejsca na to żeby lekarz, np. po wizycie trudnego pacjenta, mógł się uspokoić, wypić przysłowiową melisę, albo chociażby uzupełnić dokumenty, których ma coraz więcej. Te minuty też trzeba liczyć.
Jak lekarz miałby o to zadbać? Gdyby miał nawet te 5 minut przerwy między pacjentami?
T.S.: Są różne sposoby relaksacji – to zależy od osoby. Można chociażby zamknąć oczy, położyć się na chwilę na kozetce, wykonywać ćwiczenia albo po prostu nic nie robić. W tym miejscu chciałbym zaapelować do placówek, żeby dać lekarzowi czas na relaks i zadbanie o siebie.
W jednym z artykułów na naszym blogu, Joanna Turkiewicz, przytacza wyniki swoich badań nad wizerunkiem lekarza dosyć dla mnie zaskakujące - to nie skuteczność diagnozy jest tym, co jest dla pacjentów najważniejsze, ale szacunek i empatia. Uścisk dłoni i uśmiech są ważniejsze od skutecznego leczenia.
T.S.: Przywołane przez Panią badania potwierdzają również wyniki moich badań. Pokazują jak ważna jest kwestia komunikacji. Chcemy żeby lekarz nas wysłuchał, porozmawiał, czy pocieszył. Bo do lekarza idziemy po to, żeby o nas zadbał w pełnym znaczeniu tego słowa. I dlatego to jest dla pacjentów takie ważne. Pacjenci, wiedzą, że lekarz i tak im pomoże, natomiast oczekują też czegoś więcej, albo może przede wszystkim oczekują właśnie tej całej komunikacyjnej, empatycznej otoczki.
Czyli uważa Pan, że skuteczność diagnoz jest dla pacjentów naturalna, dlatego jako najważniejsze, wskazują to, czego brakuje im w relacjach z lekarzem?
T.S.: Prawdopodobnie tak. Podobnie, tak jak dla Pani to jest zaskakujące, tak samo zaskakujące jest dla lekarzy. Wydaje im się, że jeśli pomogą pacjentowi, lecząc go, to ten powinien być zadowolony. A, że nie podadzą ręki? Kto by się tym przejmował?! Przecież pacjent jest zdrowy! Okazuje się jednak, że dla pacjenta to przysłowiowe podanie ręki jest czasem tak samo istotne. I nie ma się co z tego powodu obruszać. Warto przyzwyczaić się do tego i również o to zadbać.
Gdyby pan miał dać powiedzmy dwie lub trzy wskazówki lekarzom w zakresie komunikacji, co by Pan doradzał?
T.S.: Jeśli już muszę się wcielić w Wujka Dobra Rada to zarówno lekarzom, jak i pacjentom polecałbym dużo uśmiechu na początek, bo to pomaga w wielu sytuacjach. Rozładowuje napięcie, łagodzi emocje, a dzięki neuronom lustrzanym, uśmiechem zarażamy innych ludzi. Zawsze też bardzo pomaga głęboki oddech, szczególnie w trudnej, konfliktowej, skomplikowanej relacji z pacjentem. Ten krótki oddech, to również czas dla lekarza na uspokojenie emocji. Poza tym mam mnóstwo propozycji dla lekarzy, które mogą im pomóc w pracy, ale to wymagałoby oddzielnego wywiadu i opisu konkretnych przypadków.
Czy jest coś Pana zaskoczyło podczas pracy z lekarzami?
To, że jest to środowisko, które bardzo chętnie się uczy. Lekarze są naprawdę bardzo wdzięcznymi uczniami. I nawet jeśli na początku niektórzy są na nie wobec moich propozycji, to mają odwagę, żeby się przyznać i powiedzieć, że się mylili.
Co poza szkoleniami chciałby Pan zrobić obszarze komunikacji dla lekarzy?
T.S.: Marzeń mam mnóstwo, bo ciągle niewiele w tym zakresie dzieje się w Polsce. Marzę, żeby komunikacji uczono na Uniwersytetach Medycznych systematycznie i w pogłębionym zakresie. Marzę, żeby lekarze mieli platformę, na której mogliby wymieniać się swoimi doświadczeniami w zakresie komunikacji. Marze o pogłębionych badaniach wśród lekarzy dotyczących ich oczekiwań, związanych z pracą z pacjentami. Marzę też o tym żeby kiedyś otworzyć grupę szybkiego reagowania, która będzie mogła również docierać do najmniejszych poradni. To są moje marzenia, a wypowiadając je głośno bardzo liczę na to, że ktoś je usłyszy i dzięki temu się spełnią.
Tego Panu życzę, bo będzie to z korzyścią dla lekarzy i tu mówię też z perspektywy pacjenta.
T.S.: Bardzo dziękuję. Zdaję sobie jednak sprawę, że spełnienie tych marzeń wymaga dużego systemowego i finansowego wsparcia dla lekarzy, ale nie jest niemożliwe do zrealizowania.
A o takie wsparcie pewnie nie będzie łatwo…
T.S.: Ale to nie zniechęca mnie do tego, żeby przestać marzyć, działać i pomagać!